W serwisie PRNews.pl piszę dziś o nowej karcie wydawanej wspólnie przez Gminę Wrocław i BZ WBK. Temat jest mi bliski z racji miejsca zamieszkania, chociaż z komunikacji miejskiej nie korzystam zbyt często. Do tej pory wykorzystywałem przede wszystkim aplikację SkyCash, która doskonale spełnia swoje zadanie, jeśli tylko okazjonalnie podróżuje się autobusem czy tramwajem. System mobilnego biletu opiera się na przedpłaconym rachunku, a więc pieniądze przez większość czasu leżą tam bezczynnie – nie ma też wielu możliwości płacenia komórką poza komunikacją miejską. Co ciekawe, podczas kontroli biletów, wrocławscy kontrolerzy wcale nie skanują fotokodu, który wyświetla się na ekranie komórki. Wczytują się za to w opis transakcji… i na tym się kończy rola nowoczesnych technologii 🙂
Sam produkt BZ WBK wydaje się być ciekawy, ale na pewno nie przełomowy. Bank Zachodni od dawna jest bardzo aktywny na polu różnego rodzaju kartowych nowinek. Wrocławska karta będzie połączeniem pre-paid’a i aplikacji elektronicznego biletu. Po co komu karta przedpłacona? Nie mam bladego pojęcia… Mimo, że korzystałem z takich kart, to nigdy nie mogłem znaleźć sensownego wytłumaczenia sensu ich istnienia. Tak samo jest tym razem.
„Miejska karta płatnicza to produkt wygodny na przykład dla tych, którzy wybierają się na piwo – mogą do kieszeni wsadzić nową kartę i nie tylko przyjechać do centrum tramwajem lub autobusem, ale i płacić nią w barze. Odpada stres związany z pilnowaniem portfela” – piszą w „Gazecie Wyborczej”. Jakoś średnio to do mnie trafia… Przecież można wziąć dwie karty, a po kilku piwach o stresie „związanym z pilnowaniem portfela” i tak się zapomina 🙂